s t r o n a   o   n a d z i e i












Kara za brak biletu




Dzisiaj złapał mnie kanar w tramwaju. Żeby było absurdalniej, cały czas trzymałam w ręku bilet. Tyle że, wsiadając, zapomniałam go skasować. Myślałam o czym innym. Kosztowało mnie to 120 zł. W najgorszym możliwym momencie. Mąż ma zawód sezonowy, zimą praktycznie nie zarabia, a koszty ogrzewania są bardzo duże. Ja wciąż piszę doktorat i zarabiam tylko dorywczo. O ile latem mamy nadwyżki finansowe, zimą co miesiąc jest znaczny deficyt. Odłożone pieniądze się zaczynają się kończyć i w tym momencie powoduję taką bezsensowną stratę.

Jednak — mimo obiektywnie trudnej sytuacji — nie załamało mnie to. Kiedyś, dawniej, byłoby zupełnie inaczej. Zalałaby mnie wściekłość na siebie i innych, zaczynając od tych, co najbliżej — kanara (który był zresztą miły i kulturalny) i mojego męża. Po powrocie zrobiłabym mu natychmiast o cokolwiek awanturę — musiałabym wyładować napięcie psychiczne. Najbardziej gnoiłabym siebie — jak mogłam być taką głupią idiotką, która myśli o czym innym, a nie o tym, co trzeba. W nocy nie mogłabym spać i płakałabym ze złości. Potem całymi dniami tłamsiłoby mnie poczucie winy, a moja samoocena uderzyłaby o dno od spodu. Nie nadaję się do niczego! Nigdy nie robię porządnie tego, co trzeba. Lęk o przyszłość dusiłby za gardło. Utratę — oczywiście bolesną — stu dwudziestu złotych przeżywałabym tak, jakby było to 12 000. Oczami duszy widziałabym prawie, jak głodna i chora trzęsę się z zimna w ciemnościach z powodu odłączonego prądu.

Tak by było jeszcze kilka lat temu. Jednak w ostatnich latach moje podejście do życia bardzo się zmieniło. Spadł mi poziom lęków, pojawiło się zaufanie, podniosła się samoocena. Nabrałam dystansu do swego perfekcjonizmu i zaczęłam pozwalać sobie na słabość — uwierzyłam, że nie muszę być doskonała. Wolno mi popełniać błędy. Zdobyłam przyjaciół i czuję, że mam ich wsparcie. Przebudowałam myślenie (na przykład staram się nie „ustraszniać”, nie używać kwantyfikatorów „zawsze”, „nigdy”, „wszystko” i „nic”, widzieć proporcje, nie czepiać się rzeczy jak rzep psiego ogona). To wszystko sprawia, że czuję się spokojniejsza i łatwiej niż dawniej znoszę frustrujące sytuacje.

W efekcie po dzisiejszym przykrym wydarzeniu odkryłam, że przeżyłam je inaczej, niż się spodziewałam. Zdarzały mi się (nawet ostatnio) ataki obaw, że zapomnę skasować albo zabrać bilet i kanar mnie złapie. Tymczasem, kiedy to w końcu nastąpiło, zareagowałam dość spokojnie; kiedy zdałam sobie sprawę, że złapanie przez kanara jest nieuniknione, w ułamku sekundy zaakceptowałam ten fakt emocjonalnie, „przeszłam nad nim do porządku dziennego”. (W końcu nie stała się katastrofa. To tylko pieniądze. Najważniejsze, że nie stało się nic złego mojemu mężowi ani innym moim bliskim). Dzięki temu nie pojawił się bunt i nie zalała mnie złość i frustracja. Strata pieniędzy boli, ale nie pojawił się lęk o przyszłość — czy też właściwie nie nasilił, bo braku pieniędzy oczywiście się obawiam, skoro nie mamy stałych dochodów; ale ta obawa jest raczej „spokojna” i racjonalna, a nie paniczna, jak kiedyś.

Po chwili zaś pojawiło się nieoczekiwane pozytywne uczucie — rodzaj zaufania do Opatrzności, że jakoś to będzie, i nadzieja, że skoro jest tak źle, to wkrótce musi być lepiej, muszą pojawić się jakieś pieniądze. A za nim drugie — absurdalne, zważając na okoliczności, odczucie ulgi, że już nie jestem tak kurczowo przywiązana jak niegdyś do rzeczy materialnych (które mają mi zapewniać bezpieczeństwo) i że mogę się mylić, pozwalam sobie na błąd, mam prawo się zagapić. Jestem omylna i niedoskonała. Jednak to mnie nie dyskwalifikuje! Mam mnóstwo zalet i umiejętności; wiem, że mam wartość i jestem interesująca. (Kiedyś broniłabym do upadłego złudy, że jestem niezawodna i nie popełniam błędów; winiłabym się za nieszczęsne roztargnienie z biletem, bo bałabym się ujawnić swoją niedoskonałość przed samą sobą i przed innymi).

Aby przekuć niepowodzenie na sukces, postanowiłam potraktować to wydarzenie jako doświadczenie na przyszłość, tak aby wynieść z niego jakiś zysk i w ten sposób zrównoważyć stratę. (Jest to jedna z dobrych strategii radzenia sobie w trudnej sytuacji). Będę teraz starała się być bardziej uważna, bardziej świadoma tego, co dzieje się wokół mnie, oraz będę miała „kotwicę” pamięciową, dzięki której będzie mi łatwiej pamiętać o sprawdzeniu, czy przy wchodzeniu do tramwaju stojącego na pętli skasowałam bilet. A dodatkowym bonusem jest odkrycie, w jak dużym stopniu uwolniłam się od dawnych negatywnych emocji i wzorców reagowania.

Ps. Kolejny zaś zysk jest dla Was, moich czytelników, którzy wreszcie, po skandalicznie długim milczeniu, dostali ode mnie nowy tekst :)



Listopad 2012





Jeśli masz ochotę skontaktować się ze mną w sprawie tego tekstu lub jakiejkolwiek innej, napisz na adres: nadzieja@nadzieja.webd.pl